Dwadzieścia siedem snów
Marta Alicja TrzeciakLa była córką Re. Re przemawiał jej ustami, gdy śpiewała, bo tak były jejusta podobne do jego ust. Re spoglądał jej wzrokiem, gdy obserwowałaklucze ptaków albo drobne poruszenia liści na wietrze. Bo oczy La zostałyzrobione z oczu Re.La biegała stopami ojca, malowała jego dłońmi, węszyła jego zadziornymnosem.Ale z biegiem lat Re uciekał coraz bardziej z ciała La. Najpierw uciekłz jej piersi. Re miał klatkę szeroką i szczupłą – z boku płaską, a sutki małe.La zauważyła, że ojciec ucieka stamtąd, gdy przekroczyła dwunasty rok. Cośzaczęło się różnić i La przestraszyła się, że zamienia się teraz w kogośinnego. Jesteś taka sama jak twój ojciec – mówili wszyscy i zawsze. Obciąćjej włosy i będzie Re – powiadali inni. A potem? Nagle La zaczęłaupodabniać się do kogoś innego, a ojciec rozpływał się w niej, jakby stawałasię teraz za duża i jego stężenie w ciele La spadało i przestawało byćdostrzegalne.
Czy ojcu przestało się podobać w ciele La, czy znalazł ciekawszy obiektzagnieżdżenia – zastanawiała się. A potem tydzień po tygodniu, miesiąc pomiesiącu Re umykał z jej ciała coraz bardziej. Porzucił jej biodra – kiedyś takproste, malutkie i mocne jak jego. Teraz jakby popsute – nierówne,zaokrąglone. Tak, pośrodku bioder nie było tego samego, co miał Re naswoim przodzie, ale La spostrzegła to już dawno.
---